wtorek, 15 stycznia 2013

Zakładać lokaty bankowe - czy nie? O to jest pytanie!

Bądźmy realistami, pieniądze są ważne w życiu. W tej chwili ktoś mógłby krzyknąć z tłumu, że najważniejsze, gdyż to one napędzają świat, wzbudzają żądze i pragnienia. Ktoś inny zaś, że najcenniejsze są uczucia, sfera niematerialna, a pomięty banknot w ręku znika tak szybko jak się pojawia. Prawda dla mnie leży po środku, przecież określają nasz status społeczny oraz standard życiowy. Dając jednak nam pewność siebie, tak samo napełniają nas lękiem. Są środkiem, nie celem.

Dlatego niezależnie czy mamy ich mało czy dużo – są ważne w życiu, gdyż jako ludzie w ten sposób zaprojektowaliśmy ten świat. Chcąc być częścią społeczeństwa i korzystać z dobrodziejstw współczesnej cywilizacji im prędzej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej. Oczywiście możemy uciec od tego wszystkiego, zaszyć się gdzieś w górach, żyć pośród dzikich zwierząt i za nic mieć pieniądze. Słyszałem nawet o pewnym rosyjskim biznesmenie, który zrezygnował ze swojej posady, zrzekł się zarobionych milionów na rzecz dojenia krów i rąbania drewna na opał. Zakładając jednak, że nie planujemy pójść w jego ślady, ubierać się w skóry upolowanych zwierząt i mieszkać w szałasie – skądś te pieniądze musimy wziąć na swoje M1. Najprostszym sposobem jest kradzież. Wchodzimy do sklepu z rajstopami na głowie oraz nożem kuchennym w ręku i próbujemy przekonać sprzedawców do opróżnienia kasy fiskalnej.

Oczywiście metoda ta jest nie dość, że najbardziej niebezpieczna i ryzykowna, to społecznie nieakceptowalna i eliminowana przez systemy ścigania. Dlatego też kolejnym naturalnym wyborem wydają się być próby podjęcia pracy. Wierzymy, że nasze wykształcenie, doświadczenie, poświęcony czas i zaangażowanie zostanie wynagrodzone przelewem z wypłatą pod koniec każdego miesiąca. Rzeczywistość też jednak brutalnie weryfikuje tę teorie godziwych zarobków za wykonaną pracę. Charakter współpracy pomiędzy pracownikiem a pracodawcą często nie ma nic wspólnego z partnerstwem. My zaś, kalkulując nasze szanse przetrwania w dziczy między żubrami, naszymi polskimi i borsukami, godzimy się na resztki z pańskiego stołu, które są nam ofiarowywane łaskawą ręką przełożonego. Tu powstaje pytanie co dalej, czy tak już zawsze? Czy istnieje jakaś szansa na przetrwanie w tym amerykańskim śnie na polskich resorach? Jak powiedzieć rodzinie, że pora na przeprowadzkę do jaskiń Kampinosu?

Z pomocą przychodzą banki, które swoim życzliwym ramieniem obejmą klienta w potrzebie, w zamian za niewielkie oprocentowanie oczywiście. Pożyczka też jednak nie jest tu złotym środkiem, jeżeli to pierwsza myśl jaka przychodzi Wam do głowy. Jak sama nazwa wskazuję, trzeba będzie to kiedyś oddać, a bank tak samo jak i fiskus – nigdy nie zapominają i nigdy nie przebaczają. Z ratunkiem przychodzi lokata bankowa, a jest to najprościej ujmując umowa czasowa, którą zawieramy z danym bankiem. Polega ona na użyczeniu naszych środków instytucji bankowej, które będą wykorzystywane do własnych celów. Stajemy się partnerami banku, ale na określony czas. Po jego upływie nasze pieniądze zostają nam zwrócone, a naszym zyskiem jest oprocentowanie, które jest nakładane na kwotę wyjściową. Miara zysku jest zaś uzależniona od wysokości kapitału, który inwestujemy. Jakkolwiek pięknie to wygląda na pierwszy rzut oka, trzeba pamiętać, że w przypadku zerwania umowy z naszej strony, czyli wcześniejszego (niż to ustalono pierwotnie) wycofania środków, grożą nam poważne kary finansowe. Stąd pojawia się skojarzenie zamrożonego kapitału, który procentuje – dosłownie – dopiero po określonym czasie. Tutaj co prawda można się spotkać z terminem lokaty dynamicznej, gdzie banki pozwalają na wcześniejsze wypłacanie środków, bez utraty odsetek. Jest to jednak zawsze charakter układu, oparty na indywidualnych założeniach obopólnego porozumienia. Chociaż proces ten jest długotrwały, lokata bankowa uważana jest za najbezpieczniejszy sposób inwestowania swoich pieniędzy.

Wszystkie lokaty zakładane w bankach zarejestrowanych w Polsce objęte są bowiem Bankowym Funduszem Gwarancyjnym, co oznacza, że w praktyce zainwestowane pieniądze zwyczajnie nie mogą przepaść. Jest to jakaś alternatywa, zakładając, że ma się kwotę wyjściową, którą można powierzyć specjalistom od finansów. Jest też nadzieja, że oni zagospodarują nimi lepiej niż Marcin P. z gdańskiego „Domu zakładowego”, zajmującego się błyszczącym kruszcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.